-

Suzhou & Shanghai & Pogadanka

INTRO do posta

Jest teraz 25 września roku 2014,  godzina 23.43 w nocy; hostel w Busan - drugie największe miasto Korei Południowej. Grzesiek wypił piwko, pokroił jabłko na kawałki, postawił obok laptopa, pocałował w czółko i pożyczył powodzenia. Bo wie, że do rana raczej nie zasnę, będę jak to mówimy „ogarniać bloga” i „ogarniać zdjęcia”. I nieskromnie powiem, że jest co ogarniać, bo po raz kolejny  sporo widzieliśmy i po raz kolejny chęć przekazania wam w najlepszym odwzorowaniu co to było i jak to było jest OGROMNA.
Dobra koniec tego blablania o tym co tu i teraz. Skupmy się nieco (wbrew buddyjskiej zasadzie)  na przeszłości. Bo zostawiłam was w Chinach, w NanJing z wyciosanymi ze skał zwierzakami, a my tu już rybkę dzisiaj jedliśmy w największym mieście portowym Południowej Korei. Sporo do nadrobienia więc Zaczynamy!
27 września roku 2014 godz. 17.44;  pociąg jadący z Busan do Jeongdongjin ( co tam? dumni jak te pawie, że udało się przeczytać tę nazwę?!?uwierzcie mi, że przeczytać to nic! w porównaniu z próbami wypowiedzenia tego z właściwym akcentem). Tak czy siak.. Chyba sami rozumiecie co data 27 września oznacza! Nie udało mi się przedwczoraj stanąć na jakiejkolwiek wysokości zadania. Po zjedzeniu jabłka; podłączeniu się do neta =(czyli) zgarnięciu i odparciu 50 ataków pod tytułem „gdzie jesteście?!” „żyjecie?!?!?”; 2 godzinnej rozmowie z Gosią ( której oficjalnie na łamach bloga GRATULUJĘ za uzyskanie tytułu Ambasadorki Przedsiębiorczości w tym roku!!! (Aleksandrze Kwaśniewskiej też gratuluje:P); przejrzeniu 3000 zdjęć (zrobionych w ostatnich dniach:) padłam.
No i coś czuje, że pogadamy sobie chwilkę o liczbach. Bo ta trójka z zerami mogła was trochę przygnieść. 3000 zdjęć – niezła liczba, co nie? Jak ona w ogóle wygląda? Jak wygląda 3000 zdjęć?! Chyba to jest odpowiedni moment, żeby Was trochę pouświadamiać. Otóż zdjęcia, które oglądacie na blogu, to jedynie wierzchołek ogromnej, zdjęciowej góry lodowej,  która spoczywa na naszych kartach SD. Pod pojęciem „wierzchołek” mam na myśli 100 metrów trasy na 8-tysięcznik !! (Oczywiście staram się aby to 100 metrów było z górnej partii gór, abyście mieli pojęcie jak się u nas sprawy mają:) Chyba trochę przegięłam z tymi porównaniami… więc wracając do naszej liczby :). Taka sobie liczba 3000 wymaga specjalnego traktowania. Minimum 4 razy trzeba ją przeglądnąć i wyrżnąć z jakieś 500- 1000 zdjęć. Zostaje nam wtedy około 2 tysiące, z czego tysiąc to zdjęcia Grześka z bazarów i innych fanaberii (o fanaberiach Grześka też pogadamy w poniższym odcinku), a na pozostałym tysiącu można pracować. Ważna sprawa! -przy procesie „wyżynania zdjęć” Grzesiek uczestniczyć NIE może (bo jak się okazało nie jest w stanie pożegnać się z żadnym, nawet najbardziej rozmazanym i nijakim zdjęciem). 

No i w tym miejscu mój wywód miał się skończyć i w sumie napisałam już nawet zdanie:
„Dobra poetyckie usprawiedliwianie się mam już odhaczone czas teraz trochę popisać.” ALE użyje go dopiero za parę linijek, BO wspólnie z Grześkiem postanowiliśmy Wam też zafundować „pogadankę” :) Temat wam powszechnie znany : "Jak to się dzieje, że nie mamy czasu na "wiecznych wakacjach". Dlaczego posty na blogu ukazują się z opóźnieniem i dlaczego tak nam trudno zaplanować coś na 3 miesiące w przód.
A no tak to się dzieje, bo wiecznie planujemy!  :)
Jak z punktu A dostać się do B i C... potem z K do Z, nie omijając R.
Trzeba wybrać środki transportu- o ile w ogóle istnieją. 

Co jest tańsze? Łódź ? samolot? samochód? pociąg? autobus? Można jeździć na stopa?
Jakie zwyczaje w kraju. Gdzie jechać ( na północ? na południe? wzdłuż  czy w poprzek?)
czy w danym kraju jest zagrożenie nuklearne?
Z którymi krajami nasz kraj toczy wojny, czyli które rejony omijać i przez które granice się nie przepchamy? Z bardziej przyziemnych rzeczy : godziny odjazdu, czy w takim transporcie będziemy spać czy nie. No właśnie gdzie spać ? namiot? hotel? hostel? poznani ludzie? couch-surfing? zamek cesarza?

Co w danym kraju można, czego nie można.
 No ale dobrze.. docieramy do danego miasta i niby spokój... ( jak to się dzieje, że tam też brakuje nam czasu?!) Wystarczy tylko wstępne rozeznanie, czyli:
1. znalezienie miejsca do spania
2. znalezienie go w czaso-przestrzeni
potem już tylko trzeba ustalić parę spraw egzystencjalnych:
3. Jak dotrzeć z miejsca naszego znajdowania do miejsca spania
4. Jakie atrakcje w mieście
5. Gdzie znajduje się najbliższy bazar
Wizyta na bazarze jest kluczowa, ponieważ to na nim dowiadujemy się najważniejszych rzeczy, takich jak:
Gdzie znajduje się warzywniak:
 a co za nim idzie-  nasza ulubiona pani z warzywniaka
a może nawet dwie panie :)
  czy pojawiły się jakieś nowinki natury warzywnej ??
Gdzie pracuje nasz przyszły ulubiony piekarz
Niezbędna jest także inspekcja w dziale mięsnym !! jakiego typu mięs możemy się spodziewać w naszych daniach, w danym regionie ?!?!
//  Magda (starsza siostra Grześka i pierwszej ligi weterynarz)  nie obrażaj się ! - to tylko taki żart z serii - bardzo głupich :)  //
OFICJALNIE ogłaszam, że NIE widzieliśmy psów do jedzenia w Chinach w żadnej formie !

Za to ostatnio na bazarach pojawiły się działy rybne! No i kolejny temat do eksploracji gotowy..
Kto będzie naszą ulubioną "panią Krysią z rybnego"??
Brygida od kalmarów? Marysia od ostryg, czy bracia z 4 alei?
na rybnym dowiemy się też o nowych gatunkach zwierząt, o których pani Elueni (nauczycielka biologii z liceum) zapomniała wspomnieć (bądź lekcję ową przebujałam w obłokach // nielegalnej palarni na tyłach szkoły// :)!
na rybnym można też ustalić, które żółwie są jadalne, a które akwariowe w danym regionie
 Generalnie na takim bazarze można ustalić co jest jadalne ( w sumie w Chinach praktycznie wszystko jest jadalne :P)
 A czego kategorycznie jeść nie można !!!
 Po odnalezieniu bazaru musimy już tylko ustalić:
- gdzie można dostać super kaczkę
  - gdzie  w miłych okolicznościach przyrody można przycupnąć na posiłek "na wynos"
- gdzie znajduje się ulica z najlepszym żarciem w mieście
 -czy można myć zęby w wodzie z kranu
 -i przede wszystkim gdzie jest najlepszy zupkowy w mieście


I jak już to wszyyyyyystko ustalimy (czyli przez sekundę poczujemy się "jak w domu", wiedząc gdzie iść,  żeby coś zjeść i jak wrócić do domu) to.. WYJEŻDŻAMY z miasta !!! :) i historia zaczyna się od początku w innym mieście :) dlatego właśnie mamy problem z czasem i dlatego ten post tak długo powstaje. I dlatego kochamy podróżować!





KONIEC POGADANKI ! :)

Suzhou & Shanghai

Dobra poetyckie usprawiedliwianie się mam już odhaczone czas teraz trochę popisać.
Tak więc NanJing (paro milionowe miasteczko w Chinach)- już opisane w poprzednim poście. Wskakujemy do pociągu i lądujemy w Suzhou. Fantastycznej miejscowości zwanej wśród lokalnych „Wenecją Chin”.
 Kanały, kanaliki, knajpeczki, łódeczki, sklepiczki, pierdółeczki i dupeczki w parterowych, rozpadających się ( pod okiem UNESCO:) domeczkach. Miasto jest bardzo dobrym materiałem na zaliczenie „dobrego chill-u” (pewnie dlatego zalęgła się tu artystyczna brać!:)
i pewnie dlatego nasz hostel wyglądał jak z magazynu o tytule "Nie wychodź z domu, bo i po co?".
Mieliśmy nawet żółwia! ( tak, tak to ten sam z rozkminy "to eat or not to eat")
I wszystko za 20 zł za osobę! Co prawda w pokoju 6 osobowym o wymiarach 2x2 metry.. ale to przecież znane nam wymiary (wymiary naszego namiotu) więc spasowało idealnie !!
Sami przyznacie, że przy tak zapraszających warunkach nie mieliśmy dużego wyboru i po prostu zalęgliśmy się  tam na 3 dni.  Oto efekty:

Suzhou prócz „kanalicznej” natury i dużego zagęszczenia artystów przypadających na m2 jest także sławne ze swoich ogrodów. Grzesiek używał jakiejś zabawnej nazwy na te ogrody… chyba „ogrody dumania”?! „ogrody przebywania”?! Muszę przyznać ,że ciekawa sprawa z tymi ogrodami. Wszystko jest tam takie „na swoim miejscu”, jednocześnie każda część ogrodu jest kompletnie inna.
Grzesiek tam oczywiście oszalał, bo oto w każdym rogu ukazywała się jego pasja w rozmiarze XXXXXL. Pasji na imię było (i tu się zdziwicie) „Bonzai”!!!
  Pasja jest oczywiście obecnie uprawiana przez niego w sposób bierny, bo po 5 próbach w domu (wspomaganych wiedzą książkową i moimi dobrymi życzeniami ;) za każdym razem okazywało się, że jest na nią ZA niecierpliwy. hehehe Tarkan & Bonzai // nie mogę z tego //
( no i to jest typowy temat „inna fanaberia Grześka”- na dysku mamy 320 // nie usuwalnych rzecz jasna!// zdjęć drzewek bonzai z tegoż ogrodu)
 Ze względu na to, że istnieje 0,000001 prawdopodobieństwo wystąpienia czytelnika o podobnych upodobaniach przyrodniczych postanowiłam załączyć próbkę bonzai heaven.
 Tu mała ciekawostka dotycząca sposobu formowania tych fikuśnych kształtów.
musimy tylko nieco zzumować obraz
Nie źle, co nie??!! Kto by pomyślał, że kierunek gałęzi nie jest zasługą mnicha, który obcinana gałązki w czerwonych klapkach; na szczycie góry Czuka-Czuka; o godz. 2:03 w nocy, wyłącznie podczas parzystych miesięcy i gdy księżyc wejdzie w konstelacjię smoka.
No ja bym nie pomyślała i Grzesiek (w końcu znawca tematu) w sumie też nie wiedział:), że tajemnica chmurkowatego kształtu drzewek iglastych leży w "oplataniu druta" i pewnie nawet nie przez jakąkolwiek świętobliwość. SZOK !
Oczywiście nie mogliśmy zostać obojętni wobec takich SZOKujących informacji! Musieliśmy jakoś odgryźć się na ogrodzie dumania... jedyne co przyszło nam do głowy to zjedzenie lilii wodnej. Niech wiedzą!

Po Shuzou nadszedł czas na Shanghai. Największe miasto w Chinach (nawet stolica nie podmywa się do 24-milionowej populacji tego miasta).
 Wszystko jest tam ogromne,
 to i nie dziwota, że wrażenie robi też ogromne :P Mnie osobiście, w największe WOW wprawiły:
- widok starych angielskich budynków nad brzegiem rzeki, i myśl, że mieszkali tam angielscy lordowie, którzy handlowali narkotykami i tworzyli idee obozów pracy.
- genialnie wykonane figurki postaci z Mang:
 na 2 planie Bunny ! Jedna z  Czarodziejek z księżyca !! ( Niestety nie było Cubasy :) Kto wie o co chodzi, ten wie, reszcie głupio się przyznawać:)

 - widok Shanghaju nocą

- zainspirowana przez Marcinka*, Gosię** i Kubę*** sesja fotograficzna u Diora i Luisa
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*- zainspirowana przez Marcinka:
Marcin : Może nie rozmawiajmy o waszym stylu ubierania się.
**-  zainspirowana przez Gosię:
Gosia : Naprawdę na wyjazd bierzesz tylko te 4 koszulki?! Akurat te?! Może mamusia Ci kupi jakieś INNE?!?!?
***- zainspirowana przez Kubę:
Kuba : Mogę załatwić wam spanie u mojego kumpla projektanta, w Tokio -:)

 -dyrygowana przez Grześka (i jego super kumpla) wycieczka 
na 91 piętro
  najwyższego budynku w Shanghaju
- no i ooooczywiście  Szanghaiski misz-masz:


W SH dobiliśmy też do 30 dnia naszego pobytu w Chinach, czyli nastał koniec wizy i trzeba nam było spadać. Następnym punktem na naszej TRAVEL MAP była Korea Południowa. 

 Korzystając z okazji, że zamykamy na chwilę rozdział „CHINY” ( bo wrócimy do nich 13go października- ogarniać część południową) chciałabym zrobić małe podsumowanko ciekawych zwyczajów chińczyków. Otóż prócz tego "bekania i harania" wyróżniają się jeszcze paroma innymi fajnymi zachowaniami, a mianowicie:
- po jedzeniu bardzo często faceci wystawiają brzuch spod koszulki (heheh)
- drą się jak zdobędą szczyt góry (albo szczyt swoich możliwości) – co jest mega fajne i spontaniczne
- palą pod znakami „zakaz palenia”
- bardzo dużo się uśmiechają, są otwarci i pogodni
- niemiłosiernie się drą jak coś mówią
- zupę zagryzają ząbkami czosnku (hit! W razie jakby zupa była za mało ostra;)
- śpiewają jak mają na to ochotę nie zważając na otoczenie –karaoke live - na ulicy, w górach, metrze, restauracji ….

Przygotowałam też mały kącik porad dla tych, którzy chcą się wybierać do Północnych Chin (możliwe, że będzie działał tez w południowych, we will see):
- W Chinach nie ma tematu niebo i słońce. Całe północne Chiny znajdują się pod smogiem. Nam na 30 dni przypadły 2 z niebem. (smuteczek)
- Pod pojęciem „miejsce turystyczne” NIE kryją się biali turyści! Są to w 99% turyści z Chin. A jak już są to jest ich OGROM.
-Dostęp do strefy googla (czyli gmail, wyszukiwarka oraz nasz blog), Facebook-a, Wikipedii i kilku innych serwisów jest zablokowany więc warto zaopatrzyć się w VPN – my korzystamy z Astrill-a (taki trik,że niby łączysz się z innego kraju).
-Sprawa z hotelami nie zawsze jest łatwa, są miejscowości, w których obcokrajowcy pomimo wolnych miejsc nie dostaną pokoju. Wysyłani są do odgórnie ustalonych, turystycznie zawyżonych cenowo miejsc.
-Ceny, ustalone mniej lub bardziej zawsze mogą ulec zmianie.  W sklepie czy w hotelu, z potrzeby bądź dla sportu, ceny zawsze można negocjować. Bywało że ceny zaniżaliśmy o 90% i potem było głupio nie kupić ;P
- Wszystkie „miejsca turystyczne” są płatne i to całkiem słono płatne ( w przeliczeniu na ilość zupek, które można za taka „wejściówkę” zjeść;). Rada: Należy się zaopatrzyć w jakąś kartę plastikową ze zdjęciem i mówić, że to karta studencka (my używamy kary ubezpieczeniowej EURO<26). Studenci mają na większość atrakcji zniżkę 50%. A Chińczycy (w większości przypadków) nie umieją czytać naszych liter.
-Pociągi trzeba kupować z wyprzedzeniem (chińczyków jest naprawdę duuuuuużooo i dużo też jeżdżą), ale sprzedaż biletów zaczyna się dopiero 18/20 dni przed fizycznym odjazdem i nie da się ich kupić przez internet :) Chyba, że ma się dostęp do jakiegoś chińskiego ID.
- Chińczycy zdecydowanie NIE mówią po angielsku i NIE czytają naszych liter, co za tym idzie: na stacjach kolejowych, autobusowych… gdziekolwiek trzeba mieć nazwę miejscowości docelowej PO CHIŃSKU ( prawda jest taka, że nigdy nie uda nam się dobrze wymówić chińskiej nazwy, nawet przy takich banałach jak Beijing i Shanghai nie mamy żadnych szans;)
-Samochody (nawet policyjne) NIE ustępują pierwszeństwa niczemu co stanie im na drodze, a już na pewno nie pieszemu
-Osobiście jak już dotrze do mnie, że ktoś nie mówi po angielsku, to wole rozmawiać po polsku.
-Nie pytaj o drogę- to nic nie da. Ja nie wiem co oni maja w głowach, ale na pewno nie GPSa. Mapa=Masakra.
-Nie wystarczy powiedzieć lub pokazać „not spicy”- trzeba znaleźć u kucharza pojemniczek z chilli i skakać jak głupek wykrzywiając twarz i wachlując język, dodatkowo krzycząc „noł noł noł”
-Pytać o cenę zanim wystawią rachunek ( nie oszukujmy się- na pierwszy rzut oka widać, że jesteśmy biali ! A to budzi w niektórych chińczykach pierwotną naturę trzepania hajsu jak nadarzy się okazja- naturę biznesmena!)

To tyle co spamiętałam ze wskazówek.

Do zobaczeniości w KOREI ! :)

Pozdrawiamy

     Dagna 
                                                                                                                                                                       & Grzesiek 

5 komentarzy:

  1. Ilekroć tu jestem...siedząc w pracy...mam ochotę stąd wyjść i nie wrócić :D
    Inspirujecie i wywołujecie uśmiech.
    Magda vel Kurka

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałe zdjęcia i opowiadania:-) Michał ze Słowacji

    OdpowiedzUsuń
  3. Sesja u Gucciego i Diora wymiata!!!:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Klimat tych miejsc w porównaniu do klimatu opowiadania to jest "pikuś"a nawet "palm pikuś"....

    Porady na Chiny bezcenne.
    Irena

    OdpowiedzUsuń