-

Genghis Khan


Mongolia


( UWAGA! poniżej nastąpi wypowiedź kompletnie subiektywna, bo tekst ten pisze Ja i już i tyle i kropka.. nie chce mi się zastanawiać jak inni widzą ten kraj i na jakim poziomie zrozumieją to co piszę. Ja przeżyłam to miejsce duchowo i każdemu z was też tego życzę :)    
  
      Tutaj opowieść nieco zwolni. Ponieważ Mongolia jest miejscem, w którym czas nie odgrywa większej roli- nikt za niczym nie goni, nikogo nie udaje, życie jest jakby prostsze. Myślę sobie, że każdy powinien wykonać taką podróż.. jakby w głąb siebie, przytrzymać wodze- trochę zwolnić ten galop i sprawdzić czy koń, na którym jedziemy w ogóle należy do nas! Takie spowolnienie daje szansę zrozumieć co jest dla kogo naprawdę ważne, co powoduje szczery śmiech i satysfakcje. Myślę, że po takiej refleksji wielu ludzi zsiadłoby z konia (oddało go właścicielowi) i poszło piechotą w zupełnie odwrotnym kierunku, za to z uśmiechem na ustach i nową energią do życia i działania.
     Mongolia jest miejscem, w którym przestrzeń odgrywa kluczową rolę. Chyba dlatego nie ma tu płotów, zamków, zatrzasków i kłódek. Wszystko jest tu jakby otwarte.. przestrzenie, ludzie i zwierzęta- wszystko się przenika we właściwy, naturalny sposób. Chyba też dlatego moja głowa zaczęła się „otwierać”.

       Pierwszy raz w życiu w powietrzu słyszę mantry, a medytacja przychodzi przy otwartych oczach. Nic nie trzeba sobie wyobrażać, wszystko jest czyste, opływowe i łagodne. Niesamowite!  Spotykani ludzie mają dla mnie przekaz, nic nie dzieje się przypadkiem.. czuje i widzę więcej, czuję się sobą i nikt nie zabrania mi być sobą.
    Po paru dniach naszej wycieczki okazało się nawet, że kraj ten stanowią w 90% buddyści- znaczyłoby to,że nie oszalałam! -faktycznie ta przestrzeń ma w sobie wibracje.

        Na mongolskich stepach rzeczy dzieją się „od wschodu do zachodu słońca”- w taki sam sposób jak przed tysiącami lat. Wiadomo, że cywilizacja przywiodła tu ( jak i wszędzie) telefony komórkowe, coca-cole, a nawet solary słoneczne. Ale styl życia pozostał u Nomadów ten sam. Mieszkają w jurtach,
 zajmują się hodowlą zwierząt – koni, krów, kóz, owiec,wielbłądów, jaków i krowo-jaków (nazwy rzecz jasna nie wspomnę:)

graja w kosza

 Codziennie rano i wieczorem doją co do wydojenia

Wiadomo.. doją  krowy i kozy.. nic szczególnego. Nawet ja (nie;) potrafię wydoić krowę !

ale co zadziwiające doją też jaki i krowo-jaki


wielbłądy,

i KONIE !
To całe "dojenie" niesie za sobą oczywiście spore konsekwencje. Kobiety siedzą godzinami w jurtach i za pomocą wielofunkcyjnego ogrzewania centralnego


 zamieniają mleko w:

-sery

-serki

-sereczki

- masła i śmietany

-jogurty
 
-kremy śmietanowe

ale tez w wódkę i kumys, czyli najzwyczajniej w świecie w %%%%%! (TAK z mleka!)
poniżej zdjęcia podtrzymujące zeznanie świadka:


Gdzie nie zawiesić oka albo zęba tam mleczny produkt...

Absolutnie wszystko "daje" mlekiem! masakra!

Oczywiście nie samym mlekiem Mongoł żyje! Żyje też mięsem!

W sumie nie wiem czy istnieje w mongolskiej kuchni danie "bez mięsa". Tutaj nawet herbata ma "tłuste oczy".( aha! warto wspomnieć, że "mongolian tea"też jest z mlekiem, a czasem nawet z solą !)
No ale wracając do potraw, to powiem,że szału nie ma. Warzyw nie ma i przypraw nie ma, są za to ciasto i mięso podawane w 50 różnych kombinacjach.
I tak mamy :
-ciasto w formie makaronu z mięsem- smażone

-ciasto w formie makaronu z mięsem-gotowane

-ciasto w formie pierogowej z mięsem - gotowane
-ciasto w formie pierogowej z mięsem -smażone

4 razy w tygodniu ciasto z mięsem jest podawane w formie zupy.


No aleeee ponieważ Chińczycy są niedaleko.  Nomadzi mogą zaopatrywać się w ryż ! Dzięki temu w mongolskim menue powstały także takie dania jak:
-zupa ryżowa
 
-ryż smażony ( wszystko z mięsem rzecz jasna)

Oczywiście mięso możemy spokojnie spożywać bez zbędnych dodatków- saute !


     Gdyby komuś nie udało się jakimś cudem uchwycić mojej aluzji..powiem w prost -->Kuchnia mongolska jest bardzo prosta i w odcieniach szarości. Nie zmienia to jednak faktu,że jedzenie zwierząt pasących się w takich warunkach jak na zdjęciu poniżej to raj w gębie i siła na cały dzień harówy.

A co poza tym jedzeniem i piciem i kontemplacją..

no... pojeździliśmy sobie trochę na wielbłądach
 

+     =


Powygłupialiśmy się na Gobi:


 na koniach też jeździliśmy i spaliśmy u nomadzkich rodzin




Czasem się myliśmy :)


THE END

 

W rolach głównych wystąpili :


Bata - nasz drajwer:
Ojuna- nasz przewodnik:
Ogórek- nasz transport:
Dadż- kierownik 3 dniowej eskapady na koniach:
Dasz- nauczyciel zapasów:
Mongolskie rodziny i ich zwyczaje:
Nieprawdopodobne widoki:

Scenariusz - przebieg naszej trasy:
Oraz wspaniała ekipa !!! , Pit, Timor, Tarkan, Else & ME:) na obskurnym podwórku w stolicy UB.
The End of Mongolian story.
Widzimy się w Chinach !
Buźka!

1 komentarz:

  1. Wysmienity tekst, wyluskane fotki, jedyny w swoim rodzaju przewodnik po kuchni i duszy Mongolii. Jestes MISTRZEM Dagi, Mickiewicz i Rej nie dorastaja CI do piet!

    OdpowiedzUsuń